Muzyczne podsumowanie tygodnia – 10 najciekawszych premier
Sezon ogórkowy odszedł w zapomnienie. Z początkiem września branża muzyczna nabrała wiatru w żagle, każdy tydzień będzie przynosił kilkadziesiąt wartych uwagi premier singlowych i płytowych. Przesłuchując uważnie nowe wydawnictwa wybieramy utwory będące ich esencją bądź wybijające się na tle pozostałych. Przygotowaliśmy playlistę, na której znalazło się 10 najciekawszych naszym zdaniem piosenek, które pojawiły się w minionym tygodniu w sieci. Oto nasze typy:
Hozier - „Nina Cried Power” ft. Mavis Staples
Irlandczyk umila oczekiwanie na swoją drugą płytą epką „Nina Cried Power”. W "NFWMB" i "Shrike" pokazuje, ze wciąż potrafi być liryczny, ale na nowy poziom wznosi się utworem tytułowym, do którego zaprosił Mavis Staples.Potężny, ale nie przesadnie pompatyczny utwór, zmiata wszystko z powierzchni ziemi. Jeśli płyta będzie rozwinięciem tego kierunku, to nie możemy się jej doczekać.
Lenny Kravitz - "The Majesty of Love"
Lenny Kravitz zapowiadał, że albumem "Raise Vibration" chce pobudzić słuchaczy do rewolucji. Nie do końca mu się to udało, ponieważ jak na wezwanie do rebelii, Kravitz mówi wyjątkowo mało przekonująco i po prostu nudno. W zestawie przeciętnych piosenek znalazła się jednak perełka – kipiący żywym ogniem numer „The Majesty of Love”. Funkowe podbicie i fenomenalna solówka saksofonowa czynią tę piosenkę jedną z najlepszych, jakie Lenny nagrał w tej dekadzie.
Białas & Lanek - „Milion długu”
Po nieszczególnie przekonującym "Cyka blyat" kolejny singiel promujący planowany na październik album „HYPER2000” wypada znacznie lepiej. Białas rozlicza się z problemem alkoholowym i opowiada o potknięciach na drodze do trzeźwości. Udaje mu się uniknąć patosu i wielkich słów, zastępując je wstydliwą, ale za to szczerą historią.
Greta Van Fleet - „Watching Over”
Można skreślić Gretę Van Fleet na starcie, zarzucając Amerykanom kopiowanie Led Zeppelin. Można też po po prostu uznać kwartet z Michigan za współczesną inkarnację Zeppelinów i cieszyć się jego stylową mieszanką hard rocka, bluesa i folku. Po energetycznym "When The Curtain Falls" przyszła pora na inne, nieco bardziej nastrojowe oblicze Grety Van Fleet, które otrzymujemy w „Watching Over”. Październikowa premiera albumu „Anthem of The Peaceful Army” ma szansę stać się jednym z najważniejszych rockowych wydarzeń tego roku.
ZAZ - "Qué vendrá"
Choć niewiarygodna charyzma i magnetyzm ZAZ najpełniej działają na żywo, Francuzka potrafi zaintrygować także na płytach. Zapowiedziane na połowę listopada “Effet Miroir” będzie czwartym albumem studyjnym w jej karierze. ZAZ promuje materiał zwiewnym i niewymuszonym singlem "Qué vendrá", w którym śpiewa zarówno w ojczystym języku jak i po hiszpańsku. Tytuł piosenki można przetłumaczyć jako "co będzie, to będzie". Po wysłuchaniu singla czujemy, że będzie co najmniej dobrze.
MNEK - "Crazy World"
Kiedy w 2015 roku debiutował epką "Small Talk", wyglądał jak ejtisowy bohater kina akcji. W momencie premiery albumu "Language" wygląda już bardziej współcześnie, tak samo również brzmi. Z tego równego i niezwykle udanego zestawu szczególnej uwadze powierzamy utwór "Crazy World", w którym MNEK nie ucieka przed trudnymi tematami, porusząjąc wątki rasismu i homofobii. NME nazywa go "gwiazdą pop, jakiej potrzebujemy w 2018 roku". Trudno nie zgodzić się z tą tezą.
Riverside - „River Down Below”
Po potężnym „Vale of Tears” Riverside zaprezentowali nastrojowe „River Down Below”. Krążkiem „Wasteland” grupa otwiera nowy rozdział. Zaplanowany na 28 września album będzie pierwszym w pełni premierowym wydawnictwem od śmierci gitarzysty Piotra Grudzińskiego. Już podczas trasy ubiegłorocznej trasy „Towards The Blue Horizon Tour” Riverside udowodnili, że są w stanie pójść do przodu. Obie premierowe piosenki tylko to potwierdzają. Bez charakterystycznej gitary Grudnia Riverside nie brzmi jak kiedyś, ale „inne” i „nowe” oznacza w tym przypadku „równie dobre”.
Thom Yorke - "Suspirium"
Lider Radiohead w wielkim stylu debiutuje jako solowy autor ścieżki dźwiękowej do filmu. "Suspirium" jest najlepszą piosenką, jaką sygnował kiedykolwiek własnym nazwiskiem. W nastrojowej balladzie piękno koresponduje z niepokojem, czego efektem jest idealna zapowiedź horroru amerykańsko-włoskiego horroru "Suspiria". Na soundtrack poczekamy wprawdzie do końcówki października, ale czujemy, że warto.
Clutch - „Emily Dickinson”
Clutch na ogół nie zawodzi. Wydana w piątek płyta „Book of Bad Decisions” nie jest w tej kwestii wyjątkiem. Każdy z 15 zamieszczonych na nowym krążku numerów zasługuje na uwagę. Szczególnie polecamy jednak „Emily Dickinson”, gdzie stonerowy ciężar, southernowy klimat i hardrockowa energia łączą się najpełniej. 7 grudnia Amerykanie przyjadą promować swoją płytę do warszawskiej Proximy. Po prostu trzeba tam być.
Spiritualized - „The Morning After”
Spośród wszystkich piątkowych premier to właśnie Spiritualized ze swoim „And Nothing Hurt” mają szansę na dłużej zagościć w świadomości słuchaczy. Zespół Jasona Pierce'a nagrywa na tyle rzadko, by każdy jego album w momencie ukazania stawał się wydarzeniem. Trudno by było inaczej, skoro istniejący już niemal trzy dekady zespół nigdy nie nagrał słabej płyty. Na ósmym krążku Spiritualized największe wrażenie robi „The Morning After”. Szaleńczy, rzadko spotykany w nagraniach tego zespołu pęd prowadzi do imponującej, rozimprowizowanej partii sekcji dętej zwieńczonej czymś, co można porównać do zderzenia ze ścianą przy dużej prędkości.